Czy warto ilustrować książkę?
Ilustracje w książkach kojarzą się głównie ze zbiorami przepisów, poradnikami lub utworami dla dzieci. Czy powieści dla dorosłych również mogą być ilustrowane, a jeśli tak, to jak to robić, aby nie zepsuć efektu końcowego?
Ilustracje w książkach dla dorosłych
Nie każdy gatunek literacki nadaje się do tego, by opatrzyć go ilustracją. Zazwyczaj takie umilacze czytania znajdziemy w utworach fantasy lub komediach. Jeśli chcesz bardziej pobudzić wyobraźnię czytelnika, możesz także pokusić się o obrazy w utworach psychologicznych oraz horrorach. W przypadku powieści kryminalnych, obyczajowych czy romansach obrazki nie do końca spełnią swoją rolę. Zamiast uzupełnić treść, mogą całkowicie od niej oderwać.
Jak stworzyć ilustracje do książki?
Wszystko zależy od Twoich umiejętności. Jeśli masz smykałkę do rysunków (analogowych lub cyfrowych), możesz samodzielnie stworzyć rysunki, którymi urozmaicisz utwór. Jeśli jednak nie posiadasz talentu artystycznego, zawsze możesz poprosić o pomoc profesjonalnych grafików. Najważniejsze jednak, abyś miał pomysł, co dana ilustracja ma przedstawiać. Dzięki temu z pewnością będzie łatwiej się Wam współpracowało.
Ilustracje muszą być spójne
Grafiki umieszczone na okładce, jak i w środku utworu, powinny być spójne – nie tylko pod kątem tematyki, ale także stylu i kreski. Dzięki temu całość będzie wyglądała znacznie schludniej i logiczniej w oczach czytelnika. Ponadto warto zadbać o to, aby poszczególne ilustracje umieszczone w utworze były w podobnym tonie, czyli albo przedstawiające konkretną scenę, albo służące jako przerywnik. Nie mieszaj dwóch różnych zamysłów artystycznych, bo jedyne co uzyskasz to chaos, który może zniechęcić do przeczytania utworu do końca. Pamiętaj również o spójności kolorystycznej – jeśli jeden rysunek robisz czarno-biały, to kolejne również takie powinny być!
Ile czasu poświęcać dziennie na pisanie?
8 godzin czy 10 minut? Wszystko zależy od naszej sytuacji zawodowej. Pisanie, tak jak i każda forma pracy z domu, wymaga od zainteresowanego pewnej dyscypliny. Siedząc w domu ciężko się skupić na zadaniu – a to można nastawić pranie, a to sąsiad puści głośniej muzykę, a to trzeba ugotować obiad. Dlatego niektórzy eksperci, doradzający początkującym pisarzom, radzą, aby każdego dnia pisaniu poświęcać określoną ilość czasu. Czy ma to sens? I ile czasu faktycznie pisać w ciągu dnia?
Ile czasu poświęcać na pisanie?
Wszystko zależy od tego, ile posiadamy obowiązków i czy poza twórczością literacką posiadamy jakieś dodatkowe zobowiązania zawodowe. Inaczej bowiem wygląda dzień „zawodowego pisarza”, który może zaplanować pełne 8 godzin pisania a inaczej kogoś, kto pracuje na etacie w innym zawodzie. Ile zatem czasu poświęcać pisaniu? W przypadku, gdy pisanie jest naszą pracą (brak innych zleceń, pracy na etacie) warto poświęcić mu ok. 6-8 godzin dziennie. Nie musi to być tworzenie właściwego utworu – mogą to być wprawki, ćwiczenia pisarskie czy też gromadzenie materiałów do książki. W sytuacji, gdy dodatkowo pracujemy poza pisaniem, warto poświęcić tej czynności minimum 1 godzinę w ciągu dnia.
Pisz każdego dnia – czy to ma sens?
Metoda „narzucenia” sobie napisania czegoś każdego dnia sprawdza się o tyle, że wyrabiamy sobie pewien nawyk. W planie dnia MUSIMY bowiem znaleźć czas na napisanie chociażby jednej strony A4. W ten sposób przestajemy przekładać na wieczne niedoczekanie proces twórczy. Po prostu – siadamy i piszemy, bo musimy. Z drugiej strony – łatwo popaść w rutynę a dodatkowo, zniechęcić się do samego pisania. Jeśli bowiem coś się staje przymusowe, to przestajemy się aż tak starać. Trzeba „odbębnić” swoje i tyle. A nie o to chodzi. Jeśli coś tworzymy, to chcemy, aby efekty pracy były nie tylko „jako takie”, ale takie, by spodobały się szerszej publiczności. Dlatego, jeśli ze względu na ilość obowiązków nie ma możliwości codziennego pisania – dobrze jest zaplanować czas na twórczość w perspektywie tygodnia. Czyli: w ciągu 7 dni minimum 4 godziny będę pisać. To da pewną elastyczność czasową a dodatkowo, nie będziemy się obwiniać za niewypełnienie planu.
Odświeżamy klasyki!
„Legendy polskie” stworzone przez Allegro podbijają sieć. Dlaczego? Ponieważ odgrzewają znane nam wszystkim historie o Panu Twardowskim, Bazyliszku czy Smoku Wawelskim, ale w zupełnie odmiennej formie. Zresztą: „Pięćdziesiąt twarzy Greya” to nowoczesna wersja Kopciuszka a „Chłopcy” Jakuba Ćwieka bazują na historii o Piotrusiu Panie. Czy warto odgrzewać stare kotlety? Jak widać – tak!
Jak odświeżyć klasyk, aby miało to sens?
Przede wszystkim musimy mieć pomysł na to, co chcemy zrobić z dawną historią. Nie możemy po prostu jej skopiować. A co za tym idzie: musimy ją bardzo dobrze znać. Na tyle, aby mieć własne przemyślenia i wizję alternatywnego poprowadzenia akcji lub wykorzystania bohaterów. Bardzo ważnym elementem jest tutaj chęć pokazania zupełnie odmiennej natury znanych wszystkim postaci, np. Dzwoneczka jako szefowej motocyklowego gangu. Ważne również jest to, aby kreacja była przez całą naszą historię spójna i w jakiś sposób odnosiła się do oryginału. Nowa historia bowiem musi bazować na starej na tyle, aby czytelnik był w stanie zauważyć powiązania.
Jak nie odświeżać klasyków?
Niebezpieczną rzeczą jest zmiana charakteru znanego wszystkim bohatera, czyli pozytywnego w negatywnego. Nie jest to niemożliwe, ale nie zawsze przynosi zamierzony efekt. Aby porwać się na coś takiego, musimy naprawdę dobrze uzasadnić taką kolej rzeczy, czyli np. uwypuklić pewne cechy podstawowej postaci (z oryginalnej powieści), tak, aby przekonać czytelnika, że tak naprawdę tamta wizja była mocno wyidealizowana. Ważne również jest to, aby nie odwzorowywać historii 1:1 – nie chcemy stworzyć plagiatu, kopii, lecz coś nowego, świeżego. Dlatego nie bierzmy się za tego typu kreacje w sytuacji, gdy nie posiadamy konkretnej wizji. Może to się po prostu źle skończyć – żaden czytelnik nie lubi kopii, a co najgorsze: prawie nigdy nie jest to zapomniane w środowisku!