Po zakończeniu swojego utworu, zazwyczaj pisarz wraca do niego kilkukrotnie, próbując go dopracować. To bardzo dobra praktyka – bardzo rzadko pierwotna wersja jest na tyle doskonała, aby od razu trafić do wydawcy. Jednak popadając w przesadę można bardzo łatwo zniszczyć swoje dzieło. Czego unikać, poprawiając książkę, aby jej nie zepsuć?
Nigdy nie nadpisuj pierwotnego pliku
Głupia zasada? Niekoniecznie! Co prawda w ten sposób będziemy na dysku posiadać kilkadziesiąt plików z naszą książką, ale w ten sposób zawsze będzie można wrócić do poprzedniej wersji sceny. Nadpisując plik po prostu odbieramy sobie możliwość przeanalizowania, który wariant jest lepszy oraz – uniemożliwiamy sobie powrót do dawnej formy. Dlatego twórz kolejne pliki, najlepiej zaznaczając w nazwie pliku czym wyróżnia się dana wersja. W ten sposób nie zagubisz się w tonie plików i łatwiej porównasz poszczególne warianty.
Nie poprawiaj ciągle tego samego
Próbując doszlifować tylko jedną scenę, często zapominamy o pozostałych, zostawiając je w gorszej formie. Dodatkowo, fiksując się na jeden fragment, nie potrafimy obiektywnie go ocenić. Tak przesiąkamy poprawkami, że tracimy perspektywę oraz główną myśl, jaka nam przyświecała. Dlatego nie daj się omamić i nie poprawiaj stale jednego fragmentu. To donikąd nie doprowadzi a często może całkowicie zrujnować utwór.
Nie skracaj (za bardzo)
Redagując swoją książkę często mamy tendencje do jej skracania. To nie jest złe – dzięki temu unikamy sytuacji, w której całość jest zbytnio przegadana i rozwleczona. Poprawia to spójność i dynamikę akcji. Ale i tu bardzo łatwo można popaść w przesadę – znienacka z 300 stron może nam zostać 100, z których tak naprawdę nic nie wynika. Skracanie bowiem może doprowadzić do wyrzucenia istotnych elementów, które doprecyzowywały akcję. Wyrzucając je, możemy sprawić, że całość przestanie być czytelna i łatwa dla czytelnika.